WSBN

Wirtualny Szpital dla Bardzo Nerwowych powstał w roku 2002, na dawnym forum Najwyższego Czasu, a jego pierwszym i ostatnim dyrektorem został legendarny, całkowicie wirtualny dr Fciak. Na co dzień szpitalem i personelem zarządza Siostra Przełożona. W skład stałego personelu wchodzi pielęgniarz Świstak (pomaga mu żona, znana bardziej jako Świstula, oraz woźny Raciwiłł.
Dalej...

18 grudnia 2015

Z frontu walki z reakcją (193), 18 grudnia 2015



Piramida Petru i świnksy

Niezbadane są wyroki światowych władz najwyższych. Można się zgubić. Tu przemawiają dyskretnymi decyzjami FED i nowojorskich banków, a tu dbają o słuszny wybór prezydenta USA i władz Unii Europejskiej. Tu trzecia wieża wali się na znak solidarności z dwiema już leżącymi, a tu zarazki stuletniej wojny uciekają z tajemniczego neokonserwatywnego laboratorium prosto na Bliski Wschód…

Jakkolwiek niejawna byłaby strategia rządu światowego, to ona nie po to jest, aby była sobie a muzom, i nie na to świeci, aby jej światło pod korcem stało. Wszystko, co ma pieczątkę nietajności, powinno przez kanały edukacji, rozrywki i mass mediów spłynąć na dół i użyźnić łąkę, na której pasą się zwykli ludzie, tacy jak czcigodny czytelnik i ja, autorka.

Porzućmy chwilowo edukację i rozrywkę, i skupmy się na mass mediach, które są najważniejsze, bo szybkie. A potem skoncentrujmy się ponownie, tym razem na tych publikatorach, które zasługują na tytuł mainstream media. Z nich czerpią media mniejsze i tak stopniowo, aż do dzienników lokalnych, które czerpią wyłącznie z kasy gminnej i kieszeni klientki, zainteresowanej takimi news, jak: kto zabił teściową Marciniaka i czy gospodyni księdza to tylko gospodyni.

W naszych czasach człowiek istnieje o tyle, o ile jest klientem. Klientem, czyli świadomym lub nieświadomym odbiorcą wszystkiego, co ktoś inny ma do zaoferowania. Ponieważ moje kroniki dotyczą życia Komórki Rewolucyjnej, ograniczmy pole rozważań do mediów w ich aspekcie politycznym i odetchnijmy z ulgą, bo zagadnienia związane z ogólną teorią klienta byłyby tak obszerne, że mogłaby od nich pęknąć żyłka.

A teraz czas na jedno z najważniejszych praw uniwersalnych:
Klient ma być tak głupi, jak to tylko możliwe.
Mijają tysiąclecia, a prawo to zachowuje świeżość, jaką miało pierwszego ranka po stworzeniu człowieka, zwłaszcza w odniesieniu do Ewy, klientki węża. Jeśli współcześnie żyjący czytelnik chciałby to prawo podważyć, niech od razu przypomni sobie kolorowe magazyny dla niewiast i telewizyjne audycje dla matołków o poranku.

Prawidłowy mózg klienta mediów jest tak zaprogramowany, aby akceptował wyłącznie ugrupowania polityczne z metką "Demokratyczne". Partie akceptowalne przez rząd światowy dzielą się na dwie grupy, o nazwach z klucza "plus - minus". Bez względu na to, czy są to Demokraci i Republikanie, Lewica i Prawica czy Partia Pracy i Konserwatyści, te "wrogie" partie powinny mieć program, umożliwiający członkom bezpieczne skakanie z jednego obozu do drugiego bez konieczności zmiany poglądów. Cały system polityczny ma być przy tym tak skonstruowany, żeby okresy chwilowej utraty władzy nie odbijały się na zarobkach i ciśnieniu tętniczym kadr.

Istnieje wszakże jedno "ale" - ponieważ nic na tym świecie nie jest idealne (czyt. nie wszystko da się objąć kontrolą), co jakiś czas jedna lub obie "zwalczające się demokratycznie" siły polityczne muszą zostać poddane kuracji przeczyszczającej, a nierzadko całkowitej wymianie. To okrutne zadanie spada na barki lokalnych instancji rządu światowego i podległych im publikatorów.

Cały powyższy wstęp potrzebny był do zrozumienia, dlaczego po ostatnim moście, rzuconym od Centrali krajowej do Komórki Rewolucyjnej, biegnie niejaki Szapirow, z papierosem w ręku i zadyszką w piersiach.
Jego zadaniem będzie obwieszczenie, że metka "Nowoczesna", jakiś czas temu przyszyta do znanego z telewizji kołnierza, ma zastąpić wszystkie sparciałe metki z napisem "Platforma Obywatelska".

- Ale po kolei - jak zawołał dentysta do pacjentów, z których żaden nie chciał podnieść się z krzesła.

Było południe, śniadanie toczyło się jak zwykle, kiedy w drzwiach dał się słyszeć klucz, a po nim brutalne kopanie. Okazało się, że nerwy odpowiedzialnej za Komórkę Ruchli Cwajfogel i odpowiedzialnej za Cwajfogel Chany Puffel były tak napięte, że klucz nie wiedział, w którą stronę się obracać.
- Stoliczna... jest? - zawołała Cwajfogel, dzieląc pytanie na dwie części w rytmie, w jakim Puffel próbowała zedrzeć z niej płaszcz.
- A co ja kurwa piję, bawarkę? - podniósł do góry szklankę Hak.
- Lew Mojsiejewicz zaraz tu będzie - rozdarła się histerycznie lektorka Puffel, a tu śmierdzi nogami.
- To bobry śmierdzą - wyjaśnił liberał Libero - Robin film kręci i trzech wąsatych aktorów pływa w wannie. Nie wiadomo w końcu, który z tej czwórki jedzie najbardziej.
- Zatkać każdemu dupę tęczową chorągiewką, rzucić im polano do żarcia i uszczelnić scotchem łazienkę - poradziła papuga Nadieżda.
- Zróbcie, jak towarzyszka Orinoko każe - zaleciła komendantka Cwajfogiel.
- A ja tu towarzyszkę Orinoko pod dzisiejszą datą uwiecznię - zalecił sam sobie nadkomisarz Jojo i otworzył czarny notes. - Za homofobię i antysemityzm.
(Nie muszę Czytelnikowi przypominać, że jeśli ktoś jest ścigany za rasizm, seksizm czy homofobię, antysemityzm sam się dodaje do aktu oskarżenia. Zupełnie inaczej, niż w przypadku afer gospodarczych, stręczycielstwa lub pedofilii.)

- Baczność! - krzyknęła Amam, agentka wywiadu M. - Na prawo patrz!
- Co jest, kurwa! - zakrztusił się Hak. - To już nie "na lewo"?
- Przecież to dozorca Siadkiewicz! - zdziwił się nalewkowy Mikołaj, abstynent i protestant Dnia Siódmego, utrzymywany przez Komórkę za nienawiść do Kościoła Katolickiego.
- Obok, durniu! - syknęła Amam.
W chwilę później coś się od Siadkiewicza odłączyło i ustawiło za stołem.
- Głos zabierze Lew Mojsiejewicz Szapirow - zaanonsowała Puffel.
- Ciekawe, komu zabierze - kłapnęło dziobem w klatce.
- Jaki Szapirow, przecież to Hartman! - zaczął nową serię zdziwień Mikołaj.
- Ja bym powiedział, że raczej Michnik - był zdania Libero.
- Dla mnie on wygląda na Najsztuba - podałam swoją opinię.
- Może i Najsztub - prawie zgodziła się Nadieżda - ale Najsztub raczej jako ojciec, bo za matkę to on miał chyba Frasyniuka.
- I co jeszcze? - wyciągnął długopis Jojo. - Może która powie, że poród odbierał Smolar albo sam Biedroń?
- Może i powie - przeciągnęła sylaby papuga - ale Bazyl mi tu miauczy, że wszyscy mamy trochę racji.
- Tak czy inaczej, wstrętna morda - podsumował telepatycznie kot.

Tymczasem "wstrętna morda" wciąż układał przed sobą papiery.
- Co tam słychać, tow. Szapirow, w Moskwie? - zagadnął Hak, były czekista, który wojował jeszcze w Pierwszej Konnej pod samym Budionnym.
- Skąd wyście wzięli tego idiotę? - przetarł okulary szef Centrali. - A może wy mnie jeszcze towarzyszu zapytacie, jak się ma Wołodia Putin? Postawcie towarzyszu…
- Hak - usłużnie podpowiedział Jojo.
- Postawcie towarzyszu Hak to pytanie Zandbergowi z "Razem" - kontynuował Szapirow - to on wam, towarzyszu Hak, da po mordzie; ja na to już jestem za stary.
- To napijcie się, Lwie Mojsiejewiczu - nie dał się zdominować Hak - a siły wam wrócą, jak capowi na widok kozy.
- Ot i wreszcie coś mądrego - zaakceptował ofertę Szapirow i wsłuchał się w bulgot, dochodzący z własnego gardła.
- A jak już pytacie Hak o to, co słychać, to na nowojorskiej giełdzie nic nowego, gender ma się dobrze, a towarzysza, jak mu tam, Gramsciego, właśnie wydajemy na nowo.
- Tak toczna, wsio poniał - potwierdził Hak i widać było, że nie poniał niczego.

Na stół obrad zajechał słoik z kiszonymi ogórkami i półmisek śledzi.
- Odszczelnijcie łazienkę - zatroskała się Nadieżda - bo robin się z tymi bobrami udusi. Bydlę z niego durne, ale będzie weselej.
- Już otwieram - podniósł się Mikołaj. - Ogórki trochę przekiszone, śledź świeży, to nikt bobrów nie wyczuje.
- Kogo ja widzę - rozdarł się robin. - Lowa, kędziorku ty mój, jak ty te swoje portki w "Czerwonej Rurze" odnalazłeś?
- Jak widzisz - chłodem potraktował poufałość Szapirow. - A ty swoje to gdzie zgubił?
- Ja to mlamlam! - ocknął się robin. - Musiał któryś boberek ząbkami zahaczyć. Bo ja z nimi kręcę - wyjaśnił już w drzwiach, ozdobionych kolorowym bidecikiem z porcelany.

- A wy mi teraz zabierzecie ze ściany to paskudztwo - pokazał palcem Szapirow.
To "paskudztwo", to był rządek fotografii świeżo obalonych przywódców III republiki.
Pierwsza do zdzierania rzuciła się Ruchla Cwajfogel i zerwała sławne zdjęcie poprzedniej pary prezydenckiej z audiencji u papieża Benedykta XVI.

 












I zaczęło się. Obie lesbijki rwały, co popadło. Do momentu, kiedy Chana Puffel zastygła przed fotografią przedstawiającą Grodzką i Bodnara. Zapachniało bluźnierstwem.


 






- Wsio eta gawno! - wyrwał ją z odrętwienia Szapirow. - To teraz przylepicie.


- Kto to, ten gówniarz? - zaciekawiła się Amam.
- Wyplujcie to słowo, Amam, dwanaście razy, a potem jeszcze siedem i jeszcze trzy - zatrząsł się Szapirow.
- To przyszły Gauleiter polskiego kraju związkowego - rozległ się nie wiadomo skąd głos emeryta Dygi. Tego, o którym Czytelnik wie, że ściany nie są mu przeszkodą.
- A ty Szapirow - kontynuował głos - co tak sterczysz, jak dupa przed dekoracją Gwiazdą Komandorską Orderu Odrodzenia Polin?
- Panie Dyga - postanowiłam ratować sytuację - niech pan da spokój, bo panu zamkną Komórkę, a mnie raporty.
- Agent 00, Petru. Ryszard Petru - przejęła inicjatywę papuga Nadieżda. - Nie ma dnia, żeby go państwowa telewizja nie pokazała 1500 razy. Zna się absolutnie na wszystkim. Mówi głośno i dzięki temu wie, co mówi.

- Co to było? - jął łapać powietrze spęczniały na czerwono komendant Szapirow.
- Nic. Co miało być? - taktycznie zdziwiła się Cwajfogel. A potem tej samej odpowiedzi udzieliło seryjnie całe rewolucyjne gremium, które nie miało ochoty skompromitować się na odcinku czujności.
- Musiało mi się, job jewo mać, coś wydać - skwitował sytuację Szapirow i nagle się pożegnał.

Zatrzymał się jednak z ręką na klamce i wygłosił krótkie exposé:
  • - Kontrrewolucję zagłaskamy. A jak PiS uprze się, uzbroimy i wystawimy Lecha Wałęsę, który się rwie. Odtworzymy Platformę, bo nie ma lewicy bez lewicy kiedy "Razem" nie jest razem. Całą parę z lokomotywy wdmuchamy w "Nowoczesną", bo klient chce drona i smartfona. Schulz i Juncker rozmawiali z Bilderbergiem, a Bilderberg z Nowym Jorkiem. Petru ma być na lewo i na prawo, bo chłopak jest, jak to mówią, fotogeniczny. Uruchomić prasę. Wsadzić do redakcji Tygodnika Powszechnego parę nowych klat i hartmanów. Nakopać do dupy prokuratorkom z telewizji, żeby się ruszały. Pokazać kierownikom programów politycznych, że ich papiery zżółkły, ale nie zginęły. Bronić w telewizorze resortowe dzieci, a resortowym wnukom pozmieniać nazwiska. To tyle. End nał, w tył zwrot i meldować!
- Ale, towarzyszu Szapirow - zatrzymał go Hak - to gdzie teraz jest lewica?
- Wot durak! - zapiszczała mieszanka pod nazwą Szapirow. - A ty pokaż no ręką na lewo. O! A teraz odwróć się i pokaż no od nowa. O! A teraz odwróć się o 405 stopni.
- Chyba 45 stopni - sprawdziła na smartfonie agentka Amam.
- 45, to miała kiedyś wódka - zarechotał komendant Centrali i zamknął za sobą drzwi.
- Czyli lewica jest teraz, gdzie Szapirow każe - sięgnął po szklankę Hak.
- "Szapirow" - drwiąco wymówiła nazwisko Nadieżda i zadarła dziób do góry.
A za jej dziobem poszły oczy wszystkich, z wyjątkiem Puffel, Cwajfogel i nadkomisarza Jojo, który pilnie notował.
- A poza tym - pozwoliła sobie na drwiny papuga - mówimy "lewica", a myślimy "system"; mówimy "system", a myślimy "lewica", ty stary zagubiony Haku.
W głosie Nadieżdy pojawił niespodziewany składnik, coś jakby odrobina nostalgii. Fakt, kiedyś wszystko było jaśniejsze.

Tym razem kot Bazyl postanowił mi towarzyszyć. Oboje staliśmy obok skrzynek na listy i nie mieliśmy ochoty przekroczyć Rubikonu drzwi. Myśleliśmy to samo, tyle że Bazyl dla uspokojenia wymachiwał ogonem, a mnie to nie było dane.

Kot dozorcy Siadkiewicza miał do domu blisko, podczas gdy ja musiałam się zanurzyć w wilgotną mgłę na dłużej. 
W końcu oboje ruszyliśmy przed siebie. Bez słowa i bez miauknięcia.