Koncepcja terapeutyczna dr. Fciaka polega na umieszczeniu "pacjenta" w wirtualnym szpitalu, który jest zarazem Komórką Rewolucyjną, podlegającą bezpośrednio Centrali. Ta z kolei podlega Centrali Central, z siedzibą w Nowym Jorku.
Komórką Rewolucyjną, nazywaną czasami "Na wysokim piętrze", kieruje emisariusz Lew Dawidowicz Zylbersztajnow. Niewiele o nim wiadomo - któregoś dnia pojawił się w Komórce, z papugą na ramieniu, klatką w jednym ręku i walizeczką w drugim.
Lew Dawidowicz dał mi kiedyś do zrozumienia, że swoją rewolucyjną młodość spędził w Meksyku z Lwem Dawidowiczem Bronsztajnem, ksywa Trocki. Kres jego młodości położył cios pewnego żelastwa. Cios ten sam, który przeciął nić życia Trockiego. Wiek dojrzały emisariusza charakteryzował się przeróżnymi, starannie ukrywanymi wątpliwościami, a jego wiek emerytalny cechuje zupełny brak złudzeń. W głębi duszy emisariusz jest porządnym człowiekiem, nie ukrywającym zbytnio obrzydzenia wobec działających w Komórce rewolucjonistów i szczerej przyjaźni wobec papugi Nadieżdy, osobowości numer 2 (a może nawet numer 1) w Komórce.
Dodam, że ja sama darzę Nadieżdę ogromną i zdecydowanie wzajemną sympatią. Pełne nazwisko papugi brzmi Nadieżda Igorowna Orinoko, a jej ojciec, Igor Amazonicz, przebywając w biurze autora powiedzonka o "zaplutym karle reakcji", wypowiedział się swobodnie - za co ukarano go śmiercią przez otwarcie klatki i wpuszczenie do biura kota Fiedii.
Obsada Komórki jest płynna, ale istnieją duże szanse na to, że co najmniej Rebek (postępowy reżyser filmowy), Hak (wielki amator wspomnień z czasów Pierwszej Konnej i Czeka, o języku z lekka niesalonowym), JoJo (nadkomisarz, specjalizujący się w tropieniu antysemityzmu), Mikołaj (niechętny Kościołowi Katolickiegmu, wojujący protestant, wegeterianin oraz, co gorsza, abstynent), Amam (agentka sławnego wywiadu M. ciiiicho sza), oraz Libero (liberał, wolnomyśliciel i wolnomularz, zwolennik ostentacyjnego luksusu) pozostaną nadzieją światowej rewolucji i ozdobą moich kronik.
Ze stosunku emisariusza do Nadieżdy i półsłówek papugi wynika, że pomogła mu kiedyś, kiedy byli trockiści przeżywali ciężkie chwile (jeśli w ogóle "przeżywali") i że Zylbersztajnow zadbał o umieszczenie w bezpiecznym miejscu paru dokumentów, co mu gwarantuje bezpieczeństwo i skromną emeryturę.
Można ponadto zauważyć, że prawosławie matki Lwa Dawidowicza gra coraz większą, choć dyskretną rolę w jego życiu. O jej pochodzeniu dowiedzieliśmy się dzięki scenie, przedstawionej w jednym z pierwszych raportów "Z frontu...":
- A mamusi jak było? - zapytało babsko.Nie do pominięcia w niniejszym zarysie historycznym wydaje się działalność konkurencyjnej Komórki Rewolucyjnej, kierowanej przez niejakiego Szapirowa, Lwa Mojsiejewicza, postać, łagodnie mówiąc, nieciekawą. Komórka ta nosi w rewolucyjnym żargonie nazwę Sekcji Kynologicznej. Nazwę zasłużoną w tym sensie, że w miarę upływu czasu stała się przytułkiem elementów do cna pozbawionych ludzkich uczuć.
- Tierieszkowa, Jekatierina Wasiliewna - odpowiedział emisariusz i wyciągnął pustą szklankę w moją stronę. - Nalej kochana, bo dostanę wiatrów od buraczków.
Wypadałoby jeszcze poświęcić parę słów trzem postaciom:
Pierwsza z nich, to red. Sobakiewicz. Aby przybliżyć jego profil, przytoczę kilka fragmentów dawnych raportów:
- Redaktor Sobakiewicz z Gazety Wyborczej - przedstawił się. - Z emisariuszem o nazwisku Zilbersteen chciałbym.Drugą, wartą przedstawienia postacią, jest lektor Puffel (z grubsza biorąc, kobieta). Oto jej patchworkowa charakterystyka:
- Co byście z nim chcieli? - wycedził Lew Dawidowicz, któremu przerwano zajęcie.
- A, to wy, Zilbersteen?
- Zylbersztajnow.
- Oh, sorry, siedziałem w ONZ w Nowym Jorku i przesiąkłem. Teraz wróciłem z ramienia Fundacji Batorego, Fundacji Schumana, Fundacji Praw Człowieka i Fundacji Kobiecej. Centrala mianowała mnie pełnomocnikiem do spraw tolerancji.
- A coście robili w ONZ?
- Byłem pełnomocnikiem do spraw tolerancji.
- Jasne, że z takim nazwiskiem i zdolnościami musieliście awansować - odezwała się Nadieżda.
- Jakoś tak się złożyło. W jednostce zwierzchniej mogę z siebie dać więcej - złożył się w uśmiechach Sobakiewicz. Po czym obejrzał się i rozeksklamował - O, papużka co gada. Drogoście płacili?
- W spadku ją mamy - odpowiedział emisariusz i zmienił temat - A ty abstynent nie gap się.
Mikołaj wziął się za nalewanie.
- Nie odmówię paru kropel - spostrzegł się redaktor - Ale ja, proszę państwa, jestem tu głównie w związku z Paradą Równości.
Sobakiewicz wyjął na kanapę zawartość czarnej torby i zrobiło się kolorowo.
- Widzę, że redaktor krzaki przeszukał po ubiegłorocznej Schwanzparade w Berlinie - zaryzykowała papuga.
- Niezupełnie - nie obraził się Sobakiewicz. - Centrala ma zwyczaj odbierać uniformy po pochodzie. A na razie prosi o przymiarkę. Przeczytam teraz z listy: (1) Zilbersteen - czarny skórzany string, czarna skórzana czapka i pejcz z imitacji. (2) Mikołaj - Błękitne japonki i różowa tunika z tiulu. Bez dołu. Trzeba będzie przedłużyć tunikę i zdepilować do japonek. (3) JoJo - niebieskie szorty w białe gwiazdki i biały T-shirt w niebieskie gwiazdki.
- Zylbersztajnow, to który? - zapytał kurduplowaty osobnik, otwierając czarną teczkę.
- Przeważnie ten naprzeciw - odpowiedziała raczej agresywnie Nadieżda.
- Niech siada i przeczyta - warknął sznapsbarytonem przybysz, rozpiął marynarkę i zaczął się drapać pod krawatem.
- Zostawcie to. Później przeczytam - wykazał obojętność emisariusz, ale na wszelki wypadek sięgnął po okulary.
- To pilne. Pozwolicie usiąść?
- Siadaj pan.
- Pani - poprawił osobnik.
Trudno było zgadnąć.
- Jestem lektorem. Puffel moje nazwisko. - uzupełnił.
- Będziemy mieli szkolenie dzisiaj - obwieścił Lew Dawidowicz. - Z praw człowieka i torela ...
- Tolerancji - szczeknęło w gardle lektorki. I zagrzechotało na stole.
- To orzeszki. Funduje Centrala. Dla skupienia.
- A dlaczego w papierze, a nie pod folią i w próżni? - zainteresował się JoJo.
- Zostało z różnych zebrań. Precz z martnotrastwem.
Mikołaj wyrzucił na popielniczkę beżowe bobki, które miał już w rękach.
(…) Lektor przeniosła się do okna.Trzecią wreszcie postacią jest Hilaria Brodawka, wymagająca piękność i amatorka in vitro (w wykonaniu ginekologa Szczywąsa z pierwszego piętra):
- Ujdzie tu i widok ładny. Kto posadził na dole te tulipanie, siostrki i lwiczepaszcze?
- Same się posadziły, z wyjątkiem paszczy, które posadził lew - odpowiedziała Nadieżda, która jako pierwsza zrozumiała, że chodziło o tulipany, bratki i lwiepaszcze.
- Zamknij paszczę, bo ci naszczę, jak powiadają - spróbowała ocieplić atmosferę lektor. Bez najmniejszej reakcji na wdzięczne spojrzenie Haka.
- Towarzyszka napije się nektaru? - zapytał sucho Lew Dawidowicz.
- To już lepiej mówcie mi "Wy". Takie czasy. A nektaru z chęcią.
- Czy ktoś mógłby mi nalać w ramach ostatniego życzenia? - poprosiła Brodawka.
- Jak skazana ma na imię? - wyciągnął notes Jojo.
- Hilaria.
- To jest takie imię? - zawiesił długopis nadkomisarz.
- Zdrobnienie od Hilary - wyjaśniła Brodawka. - Zmieniłam imię po awanturze Billa z Moniką.
- A przedtem? - uruchomił długopis Jojo.
- Eugenia - zeznała bez oporu Hilaria.
- A to jest pan Yoruba - przedstawił Afrykańczyka i bramkarza z Waikiki emisariusz. - Proszę usiąść na śniegu, a on pani poderżnie gardło.
- 200 Euro najpierw - wyciągnął rękę Yoruba.
- Po udanej egzekucji - wręczył mu nóż Libero.
- OK, ale najpierw zgwałcę - przyjrzał się Hilarii Yoruba.
- Zgoda - zerwała się ze śniegu Brodawka. - Ale u mnie. Tu nie pozwolę.
No, teraz Czytelnik nie będzie już mógł się uskarżać na informacyjną oschłość blogu - prolegomena do nowej serii raportów zostały sformułowane i zapisane. Z największą możliwą starannością.
(...) Na podwórzu zatrzymałam się, aby wymienić z Bazylem parę uprzejmości, kiedy nastąpiło, co miało nastąpić: z klatki ostatecznie wyłonił się Yoruba, a jednocześnie, na piętrze nad Komórką, otworzyło się okno. W oknie ukazała się całkowicie żywa Hilaria i wykonała coś w rodzaju wojskowego salutu. Na co Yoruba tylko stęknął i opuścił podwórze. Po linii prostej i bez odpowiedzi.
Władysława