WSBN

Wirtualny Szpital dla Bardzo Nerwowych powstał w roku 2002, na dawnym forum Najwyższego Czasu, a jego pierwszym i ostatnim dyrektorem został legendarny, całkowicie wirtualny dr Fciak. Na co dzień szpitalem i personelem zarządza Siostra Przełożona. W skład stałego personelu wchodzi pielęgniarz Świstak (pomaga mu żona, znana bardziej jako Świstula, oraz woźny Raciwiłł.
Dalej...

30 marca 2015

Z frontu walki z reakcją (191), 30 marca 2015

 

Baba ściga arcybiskupa,
czyli jak skonstruować młot na Kościół

Czy histeria może być reakcją na histerię?
Owszem może, ale praktycy uważają, że należy raczej dać w pysk. Za chwilę zobaczymy, dlaczego załoga Komórki Rewolucyjnej wybrała pierwsze rozwiązanie.
Niniejszy raport przyniesie również pewne informacje. Z depeszy szefa Centrali dowiemy się, że organizacyjne imię Racheli Cwajfogiel brzmi Ruchla, że na lektorkę Puffel w jej partyjnym otoczeniu wołają Chana, oraz że tak jak musiało dojść do awansu Cwajfogiel na stanowiska komendantki Komórki, tak doszło.

Ale, po kolei - jak mamrotała pewna feministka na widok sesji plenarnej Konferencji Episkopatu.


Histeryczne podniecenie objawiło się na twarzach Ruchli Cwajfogiel i lektorki Puffel o godz. 15:30. Jeśli Czytelnik ciekaw jest, jaką postać przyjmuje histeria w kręgach trockistowsko-neokonserwatywnych, to Czytelnik natychmiast się dowie. Otóż ciało komendantki Cwajfogiel poddało się wibracjom, znajdującym finał w górnych partiach oblicza. Oczy Ruchli co 15 sekund uciekały w głąb czaszki, a ich niespieszny powrót na powierzchnię odbywał się w towarzystwie nasilającego się zwężenia czoła, od góry i od dołu ograniczonego gęstą bujnością kapilarną, tak charakterystyczną dla Orientu. Tymczasem histeria w wykonaniu lektorki Puffel demonstrowała się niżej i polegała na niekontrolowanym bieganiu warg, od ucha do ucha. W końcu nie było wiadomo, czy to usta wędrują, czy tylko, jak to później ujął protestant Mikołaj, przesuwa się po nich mięsisty nos, niby jakiś pozbawiony wstydu kursor.

Na widok podniecenia lesbijskiego kierownictwa, usadowiona przy stole Komórka poddała się ogólnej wesołości. Kiedy jednak lektorka Puffel rozdarła żółtawą kopertę i odczytała jej zawartość, zebrani ze swojej strony popadli w drgawki i trzeba było pogonić Mikołaja, żeby napełnił szklanki.



Tekst depeszy z Centrali był następujący:
Lew Szapirow do komendantów wszystkich jednostek. Ściśle tajne. Odczytać, spalić, a prochy odesłać do Centrali.

Towarzysze, czas rozliczeń z Kościołem Katolickim nadszedł. Kryptonim "Diana córka Onana" wybrałem w oparciu o Marlenę Jelenin za pociągnięcie pod sąd arcybiskupa Michnika, to znaczy nie arcybiskupa Michnika tylko arcybiskupa Michalaka, który pozwolił sobie na publiczne wygłaszanie poglądów religijnych w Unii Europejskiej. Nie będę taił wstydu, że na pomysł wpadła terenowa feministka, podczas gdy moje Komórki żrą i piją na koszt Fundacji Walezego za pieniądze banków z drapaczy chmur.
Nakazuję przydzielić każdemu towarzyszowi jednego katabasa z mycką i niech on go ciągnie za wygłaszanie do budynku sądowego, a ja już wyroki podyktuję. Jeśli adwokat biskupa z jakąś niedożywioną sędziną wygra, to rozkazuję od razu ciągnąć za inny cytat! Ledwo dany biskup wstanie z rannej toalety, już będzie wołał szofera i kauzyperdę. Po wyroku zawołać telewizję, ustawić się przed kamerą z Hartmanem albo jakimś chłopem, pierekińczykiem na babę, i brać się za nowego prałata.

Na odpowiedzialnego mianuję komendantkę Ruchlę Cwajfogiel, a na odpowiedzialnego za Cwajfogiel mianuję Chanę Puffel. W tył i wykonać!
Lew Szapirow. Koniec.

- Ciekawe, jak to kurwa zrobić - zainicjował analizę polecenia Hak. - Biskupów jest tyle, a nas tyle. Na samą papugę przypadłoby ze dwudziestu.
- Na mnie baranie nie licz, - wystosowała ustny protest klatka. - A Szapiro ze swoim pomysłem może mnie, wiesz co.
- Zobaczysz, durna - wyciągnął czarny notes nadkomisarz Jojo - że ten Szapiro jeszcze ci rozdmucha pierze na wyleniałej dupie.
Na co dumny amazoński ptak płci żeńskiej nie wytrzymał, wystawił w kierunku zebrania kuper i uniósł pióra o kolorach tak świeżych i intensywnych, że tęcza z Placu Zbawiciela spaliłaby się sama, ze wstydu i bez udziału państwowego monopolu zapałczanego.
- Przeproś ją, Jajo - rozsądził sprawę Libero. - Nadieżda ma puch gęsty, a kuper różowy.
- A teraz schowaj dupę, bezwstydnico - warknął Robin. - A co do tej Jelenin, to ja bym zadzwonił do Pałacu, żeby jej dali Orła Białego i talon na Jacykowa.
- Myślę, że dla odwrócenia uwagi baba powinna się przefarbować na Słowiankę - zaproponował Jojo, w stałej potrzebie wykazania się.
- Durny pomysł, ona już jest blondynką - raz jeszcze pogardliwie naprostowała szabesgoja Amam, agentka wywiadu M.
- Blondynka? Coś jak Szapirow w swoim klubie "Brązowa Rura" - kłapnęła dziobem papuga.
- Ostatnio Lowka jest ryży - skorygował info Robin. - A co do klubu, to jego nazwa jest "Czerwona Rura". I nie ma z czego rechotać.
- A co będzie, jak Michalak zamiast jechać do sądu, pójdzie sobie z brewiarzem do parku? - zastanowiła się na głos lektorka Puffel.
- To się zleci, żeby prasa napisała, że ten Brewiarz jest gejem - nie dawał za wygraną Jojo.
- Zamknij się Jajo, bo ci nałożę kaganiec - przestrzegła Amam.
- Nie zapomnij tylko wsadzić mu potem do mordy słomkę - zatrzoszczyła się Nadieżda. Żryć nie będzie mógł, za to się kretyn schleje i zaśnie.
Nadkomisarz Jojo przeniósł się w okolice stojaka z paprotką i poślinił długopis.

A ja, widząc poziom debaty, zaczęłam szukać płaszcza. Dom Nadieżdy był w lokalu Komórki, więc ptak nie miał gdzie iść. Papuga spojrzała na mnie z podszytą humorem zazdrością, a ja oddałam jej spojrzenie zabarwione z lekka aktorskim współczuciem. Zapytałam telepatycznie Bazyla, czy na niego też pora, ale kot wskazał mi wzrokiem nadkomisarza Jojo, gryzmolącego w czarnym notesie jakiś nowy donos i uznał, że lepiej będzie jeśli na wszelki wypadek pozostanie przy klatce.



Kiedy już naciskałam klamkę, Nadieżda przywołała mnie do siebie.
- Mam nadzieję - szepnęła papuga - że arcybiskup M. nie poniży się do stawienia się w sądzie.
- Z powodu opinii - uzupełniłam - która jest z innego wymiaru niż wymiar sprawiedliwości.
- Na którą łeb skarżącej jest za ciasny - dorzuciła swoje uzupełnienie do mojego Nadieżda.
- I nie ma to nic wspólnego z kolorem jej włosów - zakończyłam cykl uzupełnień.

Na ulicy przyglądałam się przez chwilę przechodniom i chociaż na żadnej twarzy nie odkryłam "naukowych znamion ideologicznego skretynienia", to jednak uświadomiłam sobie, że autentyczny optymizm jest w naszym dzisiejszym świecie pojęciem na wymarciu. A potem przypomniałam sobie o trzecim i pierwszym Prawie Papugi Nadieżdy (PPN).
Przypomnę je w wersji bez wygładzeń:
III PPN: Jeśli jest do zrobienia jakieś świństwo, zgłosi się co najmniej jeden ochotnik.
I PPN: Kutasów nigdy nie zabraknie.
Postanowiłam nie dostosowywać tego ostatniego do obupłciowych realiów raportu. Bo czy dzisiaj płeć nie staje się płynna? Jak zawartość niemowlęcych pampersów?

Władysława