WSBN

Wirtualny Szpital dla Bardzo Nerwowych powstał w roku 2002, na dawnym forum Najwyższego Czasu, a jego pierwszym i ostatnim dyrektorem został legendarny, całkowicie wirtualny dr Fciak. Na co dzień szpitalem i personelem zarządza Siostra Przełożona. W skład stałego personelu wchodzi pielęgniarz Świstak (pomaga mu żona, znana bardziej jako Świstula, oraz woźny Raciwiłł.
Dalej...

28 października 2010

Z frontu walki z reakcją i Redakcją (180), 28 października 2010

 

Precz od dzieci

(i od dorosłych)

Są dni, kiedy kronikarce rewolucji nie jest łatwo. Czasami takie dni nadlatują w serii i nie chcą dać się odpędzić. Uparte jak sępy.
Był moment, kiedy pisząc to zdanie, chciałam zwiększyć kontrast i sprowadzić na rozedrgane rewolucyjne ciało kruki. Bo kruki, w odróżnieniu od sępów, są porządnie czarne. Zdałam sobie jednak sprawę, że kruki są płochliwe i dają się spędzić byle machnięciem rękawiczki. Zniechęcić sępy jest o wiele trudniej. Zastosowanie kruków zamieniłoby więc całą moją metaforę w ruinę, i to zanim jeszcze zostałaby oddana do użytku. Naturalnie, istnieje przysłowie "Tam się orłowie zlatują, gdzie ścierwa czują" i ja dobrze to przysłowie znam, ale orłów do roli ścierwników nie sprowadzę. Za nic! Nawet na torturach. A już na pewno nie w ciągu pierwszej godziny na stołku barowym w Waikiki.

A te dni ?...
Chyba tylko jeże mogłyby mnie zrozumieć. Jeże europejskie, jak większość jeżowatych, potrafią wspinać się i pływać, a kiedy wspinają się i pływają - żrą co popadnie: ślimaki, dżdżownice, jaja ptaków, małe ssaki i płazy. Wyobraźmy sobie teraz, że taki wysportowany jeż trafia wyłącznie na małe owady. Jasne że przeżyje, ale czy kiedy tak sobie siądzie przy wieczornym ognisku, nie westchnie nad sobą i nie pomyśli o mnie współczująco ?
Jak skupić się na jednym temacie, kiedy zleciało się ich za dużo? Kto urodził się za komuny wie, że ilość przechodzi w byle jakość. Jak wybrać taki byle jaki, kiedy z niego tylko kamyczek w mozaice rewolucji. Kolorek ma różny od sąsiada, ale trzeba się nieźle oddalić, żeby jakiś sens złapać.

Co innego, gdyby chlapnęło krwią !!!
Gdyby na mozaikę spadł ołów, a za nim dubeltówka...
Gdyby słońce tak przygrzało, że cała mozaika chaotycznie uciekłaby pod drzewo o grubych liściach...

Gdyby za rozumem pogonił w świat poseł Palikot... gdyby wstąpiła do zakonu Sióstr Kamedułek posłanka Senyszyn... gdyby zrezygnowała z wizji prof. Środa... gdyby dały się ochrzcić nowojorskie banki...

Przychodzi któregoś dnia nieletni Sylwester Apolinary, znany jako "gówniarz od Siadkiewiczów", odkłada puszkę po piwie, ustawia komórkę na video i namawia Nadieżdę do tańca na rurze. Papuga czuje pismo dziobem, więc strzela w niego pestką słonecznika, ale Siadkiewicz junior upiera się i precyzuje, że chodzi mu o taniec bez stanika. "Od dołu też trochę ptaszka rozdmuchamy i będzie", powiada.
Wezwany dozorca narusza pasem prawo unijne, ale akceptuje ofertę "czegoś na uspokojenie" i oto mijają już dwie godziny, jak się uspokaja, podczas gdy synalek śpi za kanapą.  W końcu, obudzony przez matkę, Sylwester Apolinary wygina w kierunku ojca łokieć i z okrzykiem "Tu się poci kwiat paproci" przepycha się przez drzwi na klatkę schodową.

Czy takie wydarzenie ma w ogóle charakter rewolucyjny? Pozornie nie, ale tylko pozornie. Bo zwycięstwo widać - napracowała się nad nim współczesna szkoła, telewizja i producenci komórek. Jeśli polatamy balonem ponad rewolucyjną mozaiką, to zobaczymy miliony podobnych gówniarzowi elementów i dopiero wtedy zdamy sobie sprawę z tysięcy kilometrów kwadratowych lewicowego sukcesu.
Postanowiłam poczekać z raportem aż coś się naprawdę wydarzy, gdy pewna czarna dziura od nowa wypełniła się energią.

- Ale po kolei - jak na plaży w Tajlandii powiedział barman do wycieczki emerytów poselskich.

Coś mnie dzisiaj wprost niosło do Komórki i zatrzymałam się przed drzwiami, aby złapać oddech.
- Głupota to przywilej. Idiota może pleść byle co, a mądremu nie wypada - usłyszałam papugę Nadieżdę.
- Cześć Nadia! - zasygnalizowałam obecność. - Co znowu Palikot powiedział ?
- Nadiusza rzuca dzisiaj aforyzmami - uprzedził mnie Lew Dawidowicz.
- A emisariusz Zylbersztajnow wykazuje dzisiaj odchylenie nacjonalistyczno-moherowe - zanotował na głos Jojo.
- A Jajo wykaże za chwilę odchylenie szczękowe, najpierw w lewo, a potem jeszcze raz w lewo - przejął czarny notes Lew Dawidowicz i wyrwał z niego przypadkową kartkę. Trochę na wiwat.

Było wcześnie rano i lokal rewolucyjny zaludniał się. Wszystko było pochmurne i nawet z balkonu nie dałoby się ustalić stron świata według słońca.
W kolejce do łazienki ziewała agentka wywiadu M. Amam, a za drzwiami, z kresowym akcentem, wydzierał się Hak, piewca Pierwszej Konnej i bolszewickiej organizacji humanitarnej znanej pod nazwą CzeKa:

Taki bliźni
niech się wśliźni
tam, gdzie żółto
mam w bieliźni.
- Hak spił się wieczorem i ktoś mu włączył telewizję katolicką - bąknął Libero. - Teraz nadużywa słowa "bliźni".
- Ja mu włączyłem - podjął się wyjaśnień Rebek. - Bydlę schlało się, zżarło oba pęta koszernej kiełbasy, a na koniec odgryzło mi puszek z lewego kapcia. Gdzie jak gdzie, ale w telewizji TRWAM drugie przykazanie "Nie czyń bliźniakowi, co tobie niemiło" musi czasem występować.
- Rebek - napomniała go klatka - Powinno być "nie czyń bliźniemu, co tobie niemiło", a poza tym, nie chodzi o drugie przykazanie, tylko o powiedzonko.
- A jak ci zależy na zemście - buchnął gorącem z drzwi łazienki Hak - to możesz mi odgryźć mój puszek.
- Trzeba było z tym pomysłem przyleźć trzydzieści lat temu - warknął Rebek. - Nalej coś nalewkowy dla dezynfekcji wyobraźni.

- Banał - powie Czytelnik.
- Rutyna - odetnę się.

W tym momencie silnie zadzwoniło. Do drzwi i telefonem.
- Otwierać czy podnosić ? - poprawił na sobie płaszcz kąpielowy Hak.
- Paszoł! - wyrwał mu z ręki telefon emisariusz Zylbersztajnow.
- To do mnie - wrzasnął od wejścia damski kurdupel w czarnym płaszczu.
- Gówno prawda - mruknął niesłyszalnie Lew Dawidowicz i przeniósł słuchawkę nad głową lektorki Puffel.
- Słucham uprzejmie z najwyższą uwagą - przywarł do niej ustami redaktor Sobakiewicz.

Czytelnik pamięta:
Redaktor Sobakiewicz - Gazeta Wyborcza, Fundacja Batorego, Fundacja Schumana, Fundacja Praw Człowieka i Tygodnik Powszechny.
Lektorka Puffel - feministka, partnerka dyrektorki gabinetu Cwajfogel z Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Ostatnio działaczka w Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, w Stowarzyszeniu na rzecz Państwa Neutralnego Światopoglądowo Neutrum i w Ruchu Poparcia Palikota.
- Szapirow z Centrali - poinformował nas na boku emisariusz. - Będą się brać za Kościół .
- Co tak sucho u was, Silberstein - porozpinała się Puffel.
- Zilbersteen - poprawił ją Sobakiewicz.
- Zylbersztajnow - splunęła pestką na kurduplowy płaszcz Nadieżda. - Jego prawosławna mamusia, a Tierieszkowa jej było, tak zawsze wymawiała. I tak stoi w paszporcie.
- No więc sucho tu u was, Zylbersztajn - wróciła do tematu lektorka.
- Alkoholizm zwalczamy - odpowiedział emisariusz. - Co nie, Hak?
- Zwalczamy, kurwa - wywalił oczy z orbit i potwierdził pytany.
Po czym zawył "co mi w grobie po wątrobie ?".
- Co mi w czym? - zaciekawił się redaktor.
- Co mi w grobie? - podpowiedziała papuga. - Zaśpiewajmy dla czcigodnych gości tę naszą pieśń abstynencką - zachęciła. - Zapomnijmy na chwilę o rasizmie, seksizmie, homofobii i antysemityzmie.

Wciąż pytanie stawiam sobie:
Co mi w grobie po wątrobie ?
- zaczął Hak, kładąc na piersiach lektorki ciężkie spojrzenie.
- Nie gapcie się, Hak - podskoczyła Puffel. - Orła Białego jeszcze nie dali.
- Ale dadzą - zapewniła klatka. - Jak dwa razy trzysta trzydzieści trzy.

Podobno moje kroniki są za długie - całą pieśń więc przytoczę przy okazji.
Ostatnia zwrotka brzmiała:
Gdy się w męce trzęsą ręce
gdy drżą zęby w środku gęby,
braki w mowie, hałas w głowie -
kto usłyszy, kto się dowie,

że pytanie stawiam sobie:
Co mi w grobie po wątrobie ?

A kiedy ucichła, wywiązała się intensywna cisza. I trzeba było czekać reakcji lektorki, żeby się dała niechętnie przerwać.

- To co, Sobak, nic tu po nas - posypała drobnym smutkiem swój apel Puffel.- Towarzyszka lektorka o czymś zapomniała - nie ruszył się z krzesła redaktor.
- Tak tu sucho...
- Herbatki może - zatroskała się Nadieżda.
- Herbatki - poluzowała krawat Puffel. - Niech sobie wrona z tej herbatki zrobi lewatywę.
- Żartowaliśmy, towarzyszko - rozładował atmosferę Lew Dawidowicz. - Rusz organizm, Abstynent.
Lektorka wyciągnęła bluzkę ze spodni i jęła wycierać poczerwieniały dekolt.
- Dla wszystkich kiełbasa - zaczął nalewkowy - dla Amam chałka, a dla pani lektorki słone paluszki.
- Słone co?
- Mieliśmy koszerną kiełbasę, ale towarzysz Hak ją pożarł - otworzył notes Jojo.
- Bo świńska się skończyła przed czasem.
- Niech sobie ten, no, Mikołajew, wsadzi te paluszki tam, gdzie wrona lewatywę - wrzasnęła Puffel.
- No to je wsadź, Mikołajew - podniosła głos papuga - tam gdzie ja wleję lewatywę. Tylko jej pysk przytrzymaj, żeby nie ugryzła.
Mikołaj zawahał się.

- A co tam w B'nai Brith ? - spróbował obniżyć temperaturę emisariusz.
- Bruksela weźmie się za wasz Kościół.
- Od czego zacznie? - zatarł ręce Jojo.
- Od szkół katolickich pewnie - szepnęła Nadieżda.
- Od szkół katolickich - obwieściła lektorka. - I od prywatnych. Po to je kupujemy.
- A co ma Bruksela do naszych szkół katolickich? - burknęła papuga.
- Nic, ale tylko na razie.

- Obawiam się - ugotował głos na miękko Sobakiewicz - to znaczy, chciałem powiedzieć, hmm, że w szkołach zacznie się od krzyży. Mają być zdejmowane.
- Z szyi ? - zapytał Lew Dawidowicz.
- Na razie ze ścian - przystawiła do dokumentu łuszczący się lakier Puffel. - Nasi biznesmeni kupili sobie szkołę na Saturnie...
- … szkołę "Salwator" - poprawił redaktor. - W Krakowie.
- … gdzie - kontynowała lektorka - będą miały miejsce intensywne ćwiczenia w zakresie tolerancji stosowanej. Tak oto mamy w Krakowie przyczółek wolności. Razem z Wawelem, Tygodnikiem Powszechnym i kościołem na Zapałce.
- Na Skałce, na litość bbbb... Baracka Obamy - jął przejęzyczać się Sobakiewicz.
- Ja na Skałce z różnymi maczo pochować się nie dam - nie dała się zbić z nóg lektorka. - A wracając do ad rem, to doszło do tego, że biskupi wtrącają się do szkół katolickich, w związku z czym Reding...
- Reding? - wytrzeszczył oczy w przeszłość emisariusz. - Otis Redding, ten śpiewak soul ? Przecież on umarł jeszcze w sześćdziesiątym siódmym.
- Boże, jak on śpiewał swoje Sitting On The Dock Of The Bay - poskładała skrzydła Nadieżda. - Same mi się rozłożyły - wyjaśniła usprawiedliwiająco. Pióra na mnie cierpną, kiedy pomyślę.
- Opis Reding? Jaki opis? - zdumiała się Puffel. - Opis tej Reding, ze zdjęciem, znajdziecie w Wikipedii. - Zresztą macie, ... to jest Viviane Reding, komisarz europejska do spraw sprawiedliwości, praw podstawowych i obywatelsko...obywatelskowywatości.



- Piękna! - zachwycił się Jojo.
- Ohyda - zatrzęsło się w Rebku.
- Nie mają tam w Brukseli czegoś bardziej, kurwa, dla oka? - odezwał się Hak z podzielaną przez Libero pretensją.
- Klub dżentelmenów tutaj! - zachrzęściła lektorka. - Może to zdjęcie bardziej się wam spodoba:


- No, mnie bardziej się podobało pierwsze - ocenił Rebek. - W ciemności bym ją filmował. Gruby bóbr z tyłu i ze dwie żyrafy z przodu.
- Dziwię się towarzyszowi reżyserowi - obruszyła się lektorka. - Przecież nie byłoby jej widać.
- To z powodu ciemności - włączyła się papuga Nadieżda. - Reżyser Rebek jest bez winy. Czyż nie uprzedził, że filmowałby ją po ciemku.
- Ja bym nawet po ciemku nie chciał - zaczął rozglądać się za czymś do picia Hak.
- Sobak, czego oni tutaj się nażarli - rozkrzyczała się lektorka. - Przecież Viviane jest przeciwko biskupom i szkole katolickiej!

- Jak tak się dobrze przyjrzeć obu zdjęciom - od nowa przyjrzał się zdjęciom Rebek - to tak piękną kobietę filmowałbym na tle błękitniejących w różowym słońcu gór. Mogłaby być półnaga, jak moja matka w noc poślubną. Ubrałbym ją w tę nagość z Jean-Paulem Gaultier. Na dole tiul, nogi w butach wojskowych, potem nic, a we włosach pióra, kurze i strusie na przemian...
- Wciąż piękna - przetarł okulary Jojo.
- Żeby ją, to my z Budionnym musielibyśmy się najpierw napić - podtrzymał wątpliwości Hak.
- Za pieniądze ksiądz się modli, za pieniądze lud się podli, za pieniądze chłopu staje, no i sędzia wyrok daje - mamrotał z pamięci nagle podekscytowany Libero.
- I nie będzie Radziszewska pluć nam w twarz z biskupami - triumfowała Puffel. - Radziszewskiej się wydaje, że jak nauczycielka jest zadeklarowaną lesbijką, to szkoła katolicka może jej do uczenia nie wziąć.
- To Michael Cashmann z Grupy Postępowego Sojuszu Socjalistów na Radziszewską naskarżył. I Raül Romev z Grupy Zielonych i Wolnego Przymierza Europejskiego - podał do wiadomości Sobakiewicz.
- To nie przypadkiem ten Cashmann, którego podrapał Bazyl ? - udał pytanie Lew Dawidowicz.
- Ten, co go podrapał Bazyl, to był Chujman - udała odpowiedź Nadieżda.
- Chajman, proszę ptaka - skorygował Jojo.
- Chaj z nim! - podsumował Hak, który od minuty rozglądał się za podczaszym Mikołajem.
- No dobrze - chrząknął emisariusz Zylbersztajnow. - A czy komisarz europejska do spraw sprawiedliwości, praw podstawowych i obywatelsko...obywatelskowywatości może coś szkołom katolickim i biskupom nakazać, czy też …
- ...czy też może im naskoczyć - dokończył nie przysłuchujący się zbytnio szkoleniu Hak.

Wyjaśnienia podjął się redaktor Sobakiewicz.
- To jest tak, proszę państwa, że opinia Reding znaczenia prawnego nie ma, ale pokazuje jak silne jest lobby sodomitów, verzeihen Sie bitte, lobby homoseksualne. A ci jak się uprą, to niejedno kolano w Europie i na świecie się zegnie. To jest, proszę państwa, proces. Kiedy każda kropla drąży skałę.
- Weźmy konkretnie kota Bazyla - wyskoczyła z przykładem papuga. - Jeśli by Bazyl stale oddawał mocz na Giewont, ciągle w tym samym miejscu, to powstałby tunel i my, jadąc to Chorwacji, moglibyśmy oszczędzić na wycieraczkach.
- O to to - potwierdziła w zamyśleniu Puffel. - Tak właśnie by było.

Jak po każdym szkoleniu wywiązała się następnie dyskusja, poprzedzona przyjęciem. Po godzinie wymiany poglądów, przy niepełnym, ze względu na tłok w łazience quorum, uchwalono, że w związku z wyczerpaniem się zapasu Stolicznej mrożonej, Stoliczna niemrożona ujdzie równie dobrze, "a może nawet lepiej".

Jako pierwszy zabrał głos Hak i zaproponował, żeby Rebeka ubrać w różowy garnitur, półprzezroczysty na piersiach, i skierować do jakiegoś Archidiecezjalnego Męskiego Liceum z internatem na wychowawcę.
- A jak katabasy odmówią - ucieszył się Jojo - to my zadzwonimy do Cashmanna i Romeva, żeby wzięli Reding za dupę.
- Ciekawe, skąd wiesz - polał go octem Rebek - że Cashmanna i Romeva cechuje takie bezguście.
- To niech będzie - poprawił Joja Hak - że Cashmann weźmie za dupę Romeva, a Romev wystąpi do Reding na piśmie.
- Ja proponuję wprowadzić takie antydyskryminacyjne prawo unijne - odezwała się Amam - żeby w każdym zakonie żeńskim była połowa mężczyzn.
- I na odwrót - zgodził się Hak - żeby w każdym zakonie męskim połowa zakonników nosiła miseczki "D".
- Co on pierdoli? - wyrwało się emisariuszowi. - Nalej mu, Abstynent, żeby spadł pod stół.
- Jak Buzka zastąpi Martin Schulz - odstawił szklankę Jojo - to trzeba wprowadzić takie prawo unijne, żeby w każdym społeczeństwie europejskim było co najmniej 51 procent Żydów. Dopiero to skutecznie zapobiegnie antysemityzmowi.
- Każde społeczeństwo powinno się składać - wystąpiła z projektem prorodzinnym lektorka Puffel - w połowie z lesbijek i w połowie z gejów.
- A ile powinno być wśród gejów Romów - wystapiła z interpelacją papuga.
- Tyle, ile Romów wśród lesbijek - odpowiedziała Puffel po dłuższym namyśle. - Żeby było równo.

Zauważyłam, że kot Bazyl wskoczył na parapet i zaczął pulsować. Uznałam paprotkę za zagrożoną.
- Wstrzymaj się, Bazyl - poprosiłam telepatycznie i porwałam za palto.
- Zapomniałaś szalika - zawołała za mną Nadieżda.
- I rękawiczek - wysłał mi perskie oko Lew Dawidowicz.

- Dziękuję, Bazyl - przetransmitowałam kotu na dole.
W klatce schodowej naprzeciwko ukazał się i zniknął czarny kapelusz.
- Co ja Chajmanowi zrobiłam, że się chowa przede mną? - pomyślałam automatycznie.
- Chyba przede mną, arogantko - sprowadził mnie na ziemię Bazyl.
Uczucie, jakie na mnie spłynęło, nazwałabym "wesołym wstydem". Kot zatrzymał się i popatrzył na mnie z przekręconą głową, jakby chciał coś naprawić.
- Myślisz, Władziu - popisał się głupim dla równowagi pytaniem - że ja naprawdę mógłbym ten tunel pod Giewontem … wyszcz … wyrzeźbić?
- Do jutra, Bazyl - nadałam.
- Jeśli zdrowie pozwoli - zażartował sponad wąsów.
- A pani Władzia, to z kotem rozmawia? - usłyszałam z tyłu emeryta Wigorka.
- A pan Wigorek to w pełnej formie! - sprawiłam mu przyjemność.
- Pani Władziu, trzeba mnie było widzieć pięć lat temu.
- Do widzenia! - powtórzył Bazyl i potruchtał w kierunku dozorcówki.

Musiał to Bazylowe "do widzenia" usłyszeć i Wigorek. Bo nagle zamienił się w żonę Lota i nie zmiękł, zanim nie przecięłam podwórka.
Dalej nie wiem, bo zanurzyłam się w jesienny chłód.
Jeszcze nie czarny. Wciąż żółto-zielony i czerwono-żółty.

Władysława