WSBN

Wirtualny Szpital dla Bardzo Nerwowych powstał w roku 2002, na dawnym forum Najwyższego Czasu, a jego pierwszym i ostatnim dyrektorem został legendarny, całkowicie wirtualny dr Fciak. Na co dzień szpitalem i personelem zarządza Siostra Przełożona. W skład stałego personelu wchodzi pielęgniarz Świstak (pomaga mu żona, znana bardziej jako Świstula, oraz woźny Raciwiłł.
Dalej...

12 lutego 2013

Z frontu walki z reakcją i Redakcją (188), 12 lutego 2013



Hak na marszałka, Rebek na wice!


Nowe torebki mają to do siebie, że trafienie ręką na klucze zajmuje dwa razy więcej czasu. Kiedy tak się szamotałam przed drzwiami Komórki, pewne odgłosy sprawiły, że przestałam się śpieszyć. Oto Hak rozprawiał o sztuce. Było wcześnie rano, dobrych dziesięć minut przed hejnałem mariackim, i pomyślałam, że najpóźniej o północy musiała się skończyć Stoliczna. Wyłączyłam wnioskowanie i przestawiłam się na nasłuch. Temat był ambitny.
- Jak mu tam było? - darł się Hak, jakby w przekonaniu, że wszyscy stracili słuch. - Jagore... Tagore?...
- "Jagore" mówisz? To na imię miał pewnie Rabingranat? - rzuciła mu koło ratunkowe papuga Nadieżda. Jedno z tych kół cięższych od wody.
- No i recydywa! - usłyszałem triumfalny okrzyk Joja, amatorskiego łowcy języka nienawiści - antysemicki drób egzotyczny znowu wyżywa się na starszych braciach. Tym razem na rabinie Granacie.
- Zamknij się, durniu! - rozległo się altem dramatycznym - założę się o ząbek czosnku, że nie chodzi o rabina, tylko o Rabindranatha Tagore, hinduskiego kompozytora, pisarza, dramaturga, malarza i filozofa, w dodatku laureata Nagrody Nobla w dziedzinie literatury w 1931 roku.
- Oho - przyszło mi do głowy - jeśli agentka wywiadu M. pogardliwie traktuje Joja, to może to oznaczać koniec misji szabesgojów.
- Wybacz mi Amam to quiproquo - zaskomlał Jojo. - Jeżeli jednak z tego Tagore był i kompozytor i pisarz i dramaturg i malarz i filozof i jeszcze nobel, to ten Tagore nie mógł być Hindus, tylko Żyd.
- Może i nie mógł - zgodziła się Amam wybaczającym mezzosopranem.
- Gówno prawda! - zaskrzeczało z klatki - Tagore wyznawał braminizm, a Nobla dostał nie za kaligrafię w jidisz, tylko za twórczość w języku bengali.
- Jak go zwał! - powrócił do głosu Hak. - Chodzi o to, co ten Rabingranat napieprzył w ucho mojej żony.
Z ciekawości zrobiło się cicho.
 
Pauzę zakończyła Nadieżda:
- Czyżby chodziło o skutki dwuznacznego aforyzmu Głos mistrza prowadzi do jego drzwi? A przecież, jak sam Tagore powiada, pyłek kurzu nie pobrudzi kwiatu.
- Do jakich drzwi stukała moja stara - zirytował się Hak - wisi mi jak medal na suce pitbulla, ale do jakich drzwi ja chciałem się dostać, to już nie.
W powietrzu zawisła zagadka. Po obu stronach drzwi.
- Aha - jęła sondować enigmę Nadieżda - chodzi pewnie o sentencję Rzeka by w życiu nie dopłynęła do morza, gdyby jej nie zmusiły brzegi.
- I o to poszło - potwierdził Hak. Ja, rzadki gość, przyjeżdżam samochodem do sypialni, a ona nie wypuszcza tego Rabingranata z ręki i recytuje co powiedziała Nadieżda. A potem zaciska brzegi i kwiczy, że morze ma migrenę. No to ja jak nie złapię za...
 
W tym momencie dobiegło mnie podwójne sapanie. To wspinało się najnowsze kierownictwo naszej Komórki, w osobach dwóch starych lesbijek - Puffel i Cwajfogiel. Wypadało nie dać się złapać. Wspięłam się na półpiętro i odczekałam minutę.
Nic nie straciłam - jedna ściągała z drugiej okrycie, a obie wciąż wysapywały w atmosferę zimny odór papierosów.
- Macie coś do picia? - jako pierwsza doszła do siebie lektorka Puffel.
- Mieliśmy - skłamał Mikołaj, który nigdy nie kłamie.
- To nalej! - zakomenderowała świeżo powołana oficerka polityczna Komórki Cwajfogel, dyrektorka gabinetu w Ministerstwie Zagranicy, a w życiu pozasłużbowym żona lektorki (ślub podobno dawał Zapatero).
- Sok z suszonej koniczyny czy wyciąg z lucerki macerowany w wilgotnej marchwi? - zatrzymał się w drodze do kuchni nalewkowy.
Czytelnik pamięta, że Mikołaj jest wegeterianinem i protestantem Dnia Siódmego, pełniącym z racji bycia abstynentem funkcję nalewkowego alkoholi silniejszych od kefiru.
- Wody - jęknęły unisono dewiantki.
- Z kranu?
- Z dupy! - nie wytrzymała Puffel. - A towarzysz Hak co tam pociąga z butelki?
- Wodę - spuścił oczy Hak.
- Z kranu? - wysiliła się na drwinę Puffel.
- Z dupy! - wnerwił się Hak.
Wyczuło się pewne napięcie. Do tego stopnia, że klatka z papugą uniosła się i zrobiła lotniczą beczkę. Bez drgnienia skrzydeł Nadieżdy.
- Amazońska sztuczka - szepnęła w moim kierunku pilotka.

- Słuchajcie, Hak - strzeliła gumkami tekturowej teczki Cwajfogel. - Centrala przewidziała dla was zadanie. Zostaniecie posłem na Sejm.
- Po chuj? - zdziwił się Hak beznamiętnie.

( Raz jeszcze należy się Czytelnikowi wyjaśnienie. Otóż świadeomość obowiązków kronikarskich nakazuje mi cytować możliwie wszystkie wypowiedzi w stanie surowym. Wiadomo, że rewolucyjna treść musi przysiadać na formie, oraz że artysta, który postawi na formę, skończy w formalinie. Jestem pewna, że Czytelnik pojmie i wybaczy. )

- Słuchajcie, Hak - ponownie wystrzeliła z gumek Rachela Cwajfogel. - Zostaniecie posłem, ponieważ tego życzy sobie wasz zwierzchnik, tow. Szapirow. A także Fundacja Walezego, nasza nowojorska Centrala i przewodniczący Europy van Cymbergay.
- Podciągnę rąbek tajemnicy jeszcze wyżej - wdała się w niespodziewaną frywolność lektorka Puffel. - Rebeka zrobimy wicemarszałkiem, a was marszałkiem.
- Marszałkiem? Za co? - zaskomlało w gardle Haka.
- Nie pytajcie za co, tylko za ile - wysunęła marchewkę Cwajfogel. - Z dodatkiem na biuro będziecie mieli jak nic 27 tysięcy miesięcznie.
- Jestem kurwa zainteresowany - policzył odpowiedź na palcach Hak.
- Żenada! - zareagował Rebek. - Kto go wybierze? Grube to, szpakowate, pokryte szczeciną i lubi baby.
- Jeszcze nie doszliśmy do szczegółów - pośpiesznie oznajmiła totumfacka ministra Zagranicy. - Mamy wobec was, Hak, tylko jedno wymaganie: będziecie musieli zmienić płeć.
- Płeć! Co? W co mam się zmienić, kurwa? - wydarły się z Haka trzy okrzyki na raz.
- Założę się - wykrzyknęła papuga - że w kobitkę.
- Już to widzę, jak Ciemnogród się zgadza, żeby marszałkowską laskę trzymały dwie dziewczyny - przedmuchał różowe puszki na rannych pantoflach Rebek.
- Zamknij się, pederasto! - huknął Hak. - Takiego jak ty w I Konnej raz pokryliśmy knurem. Budionny aż sobie wąsy ze śmiechu obsmarkał.
- Pogadamy, jak ci się po operacji skurczy mózg, o 20 procent - wściekł się Rebek. - Będziesz żarł hormony, nosił perukę, hodował cyce z silikonu, a zamiast na kulkach i armatce, będziesz siedział na wyleniałym futrze z dziurawą ósemką.



(Napisałam wyżej, że kronikarski obowiązek zmusi mnie do przytoczenia "możliwie wszystkich" a nie wszystkich wypowiedzi w stanie surowym. Skorzystam teraz z tej furtki i odpowiedzi Haka nie zamieszczę. Proszę nie prosić. Kto chce, niech napisze do dyrektora WSBN, dr. Fciaka, żeby na niektóre posiedzenia Komórki kierował sprawozdawcę płci męskiej, po pobycie w rosyjskich więzieniach i stażu w naszym szołbiznesie.)

Puffel i Cwajfogel wydały się zachwycone.
- Grodzka była zbyt dziewczęca i niewinna, a Palikot przesadnie dżentelmeński - analizowała na głos lektorka. - Teraz dopiero Unia zawyje z podziwu. Schulz i Cohn-Bendit pozazdroszczą.
- My, polskie feministki, nie damy dostępu do naszych podbrzuszy męskim szowinistycznym świniom - rozdarł się i porwał się zza stołu świeżo nawrócony Hak. - Lej, nalewkowy!
- Hak, radzę nie tracić zimnej krwi - obsikała go gaśnicą umiaru papuga Nadieżda. - Jeszcze ci tajlandzka wiertarka krzywdy nie zrobiła.
- Kurwa, fakt - powrócił do zmysłów i na krzesło niedoszły transseksualista.
- Bo jak nie, to ty Hak o żonie zapomnij - kontynuowała Nadieżda. - Nawet jeśli byś jej wyrwał z rąk... Rabingranata. A póki co, zrzuć portki i wleź na fotokopiarkę, żeby chociaż jakaś kopia biedaczce z chłopa została.
Hak jęknął i ukrył twarz w dłoniach. A potem głowę w ramionach. W końcu cały sam w sobie się schował i zniknął.
Pojawił się jednak od nowa, bo Mikołaj przylazł z kuchni z butelką i kieliszkami.
Puffel obrzuciła klatkę spojrzeniem, którego nie powstydziłby się działacz regionalny Kazimierz Kutz d. Kuc, gdyby nawinął mu się przed oczy ojciec redaktor Rydzyk. Racheli Cwajfogel wylazła spod makijażu spocona bladość.

Tymczasem rewolucja piła w milczeniu. Historia przeleciała przez lokal z taką prędkością, że strąciła z parapetu doniczkę z paprotką. Nieczęste są bowiem chwile, kiedy przed unijnym drugorzędnym terytorium, przed przyszłą ojczyzną mniejszości seksualnych i etnicznych, oraz ewentualnie chłopów i robotników, otworzył się sen jaki złoty, kiedy w ręku chama błysnął złoty róg i kiedy taki oto Hak zawiódł na całej linii anatomicznej i ostał mu się ino sznur.

Podeszłam do okna.
W poprzek podwórka lazły po śniegu dwie czarne larwy. Cwajfogel to zatrzymywała się, to przyśpieszała, ale Puffel utrzymywała stałą gniewną prędkość i w tej konfiguracji obie zniknęły w bramie, jakby wytarte z białego kwadratu jakąś niewidoczną Myszką.
Pomyślałam, że ta sama gumka wytrze za chwilę mnie i kota Bazyla, który, przeczuwając wspólny odwrót, lizał na siedząco tylne łapy, jedną po drugiej.
- Uratowaliśmy Haka - szepnęła papuga, kiedy na wysokości klatki okręcałam się szalikiem.
- Ty uratowałaś, Nadieżda - sprecyzowałam. - wicemarszałek Rebek tego ci nie wybaczy.
- On mi może - posłużyła się zwrotem wytrychem papuga. - Dobrze wie, że Lowa i na niego ma teczkę.
- A jak się ma emisariusz? - ściszyłam do minimum głos.
- Jak na jego wiek, o tak! - zawołała jawnym tekstem Nadieżda i wykonała szyfrem pełny obrót na drążku.
- Mogę zachować? - zapytałam, chwytając spływające w dół czerwono-złote piórko.
Papuga parsknęła śmiechem i dałabym sobie uciąć głowę, że w śmiech spowiła się cała mordka Bazyla. Z kompletem wąsów. 
 
Dziwne, schodziliśmy po schodach niejednakowo. Ja, sama nie wiem czemu, na palcach; za to kot tupał łapami, jakby z zadowolenia było mu obojętne, czy wystraszy ostatnie myszy w piwnicach.
- Jest się w końcu z czego cieszyć - usłyszałam telepatycznie. - Hak, może i kanalia, ale kara powinna być adekwatna do zbrodni.
- Miau! - odesłałam zwięzłe pokwitowanie.
Wszystko przecież zostało powiedziane.

Władysława