WSBN

Wirtualny Szpital dla Bardzo Nerwowych powstał w roku 2002, na dawnym forum Najwyższego Czasu, a jego pierwszym i ostatnim dyrektorem został legendarny, całkowicie wirtualny dr Fciak. Na co dzień szpitalem i personelem zarządza Siostra Przełożona. W skład stałego personelu wchodzi pielęgniarz Świstak (pomaga mu żona, znana bardziej jako Świstula, oraz woźny Raciwiłł.
Dalej...

29 marca 2011

Z frontu walki z reakcją i Redakcją (184), 29 marca 2011



 Seksmisja w gabinecie z cieniami.


Za oknem było lekkie zachmurzenie i dzień zapowiadał się byle jak. Co według Haka musiało być dobrą wróżbą, bo jego ryk, dochodzący z łazienki, wprawdzie zawierał jeden tylko element, powtarzalny i ledwie dwuwierszowy, ale treść i siła poetyckiego wyrazu wskazywały na wysoki poziom wiary w 12 godzinną przyszłość: 
Twe ciało pręży się i gnie
na widok męża oraz mnie... 
                              (da capo al fine)
Siedząca już przy stole rewolucja zaczęła wykazywać objawy zniecierpliwienia, kiedy emisariusz Zylbersztajnow powrócił z baru Waikiki i wyczytał w gazecie informację, że powstał Gabinet Cieni Kongresu Kobiet.



- Był najwyższy czas - oceniła Amam, agentka wywiadu M.
- Nie był - zaprzeczył emisariusz. - Powiedzieli w kiosku, że Najwyższy Czas był, ale wybył.
Amam pomarszczyła się i zajęła cichą analizą.
- Wszystko, co ten gabinet cieni z siebie wyrzuci, to cień na kobiety - oceniła papuga Nadieżda.
- Gówno wyrzuci - wychylił się z łazienki Hak. - Cieniasy nie rzucają cienia.
- Żyd nie żyd, ale z Haka seksista, rasista i antysemita - zakomunikował Jojo.
- I homofob! - napuszył różowy puszek na kapciu Rebek.

Jako aranżer, Hak nie miał sobie przy stole równych.
- A zeżreć coś na podkład nie łaska? - skomentował jego uniesioną szklankę Mikołaj.
- Poczytaj, Nadia, bo mi okulary mgłą zaszły - wsunął gazetę do klatki Lew Dawidowicz;
- Premier: Danuta Hübner - posłusznie odczytała Nadieżda.
- Mamy to w … - zainicjował recenzowanie Hak.
- Cicho, bydlaku! - wrzasnęła Amam. - O kobiecie z dobrej rodziny mówisz.
- Aha! - mruknęło w klatce - A jużci!
- Minister Spraw Zagranicznych: Jolanta Kwaśniewska.
- Dla mnie mogłaby być raczej Siadkiewiczowa - spojrzał na Mikołaja Libero.
- Pani Mania? - rzucił mu mało ewangeliczne spojrzenie protestant Dnia Siódmego.
- Bo ma cyce jak donice! - uzasadnił Hak.
Coś sprawiło, że kot Bazyl podniósł łepek z tworzonego przez siebie na środku stołu ryżego obwarzanka.

Powietrze wypełniło się parą. Kiedy Mikołaj był w pokoju, o żonie gospodarza domu można było mówić tylko dobrze. A jeszcze lepiej wcale. Papuga postanowiła nie dopuścić do jatki:
- Minister Edukacji, Nauki i Sportu: Magdalena Środa
- Kurwa mać! - nie wytrzymał Rebek. - Gdyby nie fakt, że dobre wychowanie mi nie pozwala używać wyrazów, to usłyszelibyście.
- Sam bym tego lepiej nie ujął - zachwycił się Hak.
- Minister Pracy i Spraw Socjalnych: Henryka Krzywonos - zaniosła się śmiechem klatka.
- Wiceminister zdrowia: Wanda Nowicka.
- Brawo - rozdarła się Amam. - Braaaaawo, brawo, brawo!
Koty mają słuch delikatny. Bazyl rozwinął się z obwarzanka do linii prostej, przeciągnął i gdzieś podreptał.
- Zamknij się, Amam! Jeszcze kota uszkodzisz! - huknął pieścią po stole emisariusz Zylbersztajnow.
- Pan się opanuje, Lwie Dawidowiczu! - syknął Jojo, który jako jedyny nie zdążył poderwać szklanki.
- Wanda Nowicka, to ta, którą trzeba doprowadzać do sądu siłą? - odegrał dezorientację Mikołaj?
Emisariusz Zylbersztajnow ograniczył się do splunięcia. Jego odpowiedź wydała mi się trafna, acz nieprzesadnie higieniczna.
- Minister Kultury: Kazimiera Szczuka.
- Nie, no kurwa, to jakiś prima-aprilis z przedwczesnym wytryskiem! - podskoczył Libero. - Którego dzisiaj mamy?
- Co to za szmata, którą przynieśliście tutaj, Lwie Dawidowiczu? - gwałtownie zainteresował się Jojo.
Papuga wysunęła gazetę przed pręty.
- Gazeta Wyborcza - przyjrzał się papierowi Rebek. - Ja uważam, że Kazia Szczuka, to bardzo dobry wybór. Ale że mnie Kongres nie wybrał, tego nie zrozumiem.
- Do gabinetu kobiet? - dał się zaskoczyć Libero.
- Są kobiety i kobiety - zmierzwił napuszony przed chwilą puszek Rebek.
- A z ciebie co, abstynent? Też perekińczyk? Za papieża chcesz zostać? - fuknął Lew Dawidowicz. - A tu Jojo ma w szklance sucho, jak Hak rano w pysku.
- A mam! - odszczeknął detektor antysemityzmu. - Nie widzę, żeby w tym gabinecie mniejszości były reprezentowane jak trzeba.
- A kto je tam sprawdzał, te ministerki! - przyjrzał się sufitowi emisariusz. - Czy to ja słyszał, jak one po schodach złażą?
- Gdzie mój notes? - rozkrzyczał się Jojo. - Kto mi ukradł notes?
- Kapuj Jojo przez komórkę - poradziła papuga. - Będzie szybko i nowocześnie.
- Czekaj ty, drobiu równikowy. Jeszcze cię zobaczę na ladzie, zimną i oskubaną jak wulgarną kurę - stracił nerwy Jojo.
Nerwy i niejeden ząb. Patrzyliśmy bez większego współczucia, jak Lew Dawidowicz wyciąga go zza stołu i wynosi z lokalu.

Był czas "wypić coś wreszcie", jak to ujął Hak.
Zwłaszcza, że było za co. Pod warunkiem, że z czarnego notesu Joja zostanie tylko ceratka . W doniczce z asparagusem. Tam, gdzie go umieścił emisariusz.
- Trzeba to teraz dobrze podlewać - nadał telepatycznie Bazyl, dowodząc że kociego oka radary i sonary nie zastąpią.
- Ze swojej strony nie będę szczędził wysiłków - kontynuował.
Z tym uśmiechem, którego tajemnicę częściowo zdradził Lewis Caroll.
- Ostrożnie, Bazyl - wysłałam. - Rośliny doniczkowe lubią raczej wodę.
- Koty znają się na własnych żartach - odpowiedział.

U podnóża schodów, usłyszeliśmy parę nieszczególnie cywilizowanych dźwięków, po czym ujrzeliśmy, jak emisariusz Zylbersztajnow przymyka drzwi do piwnicy i usłyszeliśmy, że "obejdzie się bez pogotowia, a do dentysty, to on sam trafi".
- Pójdę i zobaczę - zaoferował się na nieznanych fizyce falach Bazyl. - Jakby co, to miauknę.

Miauknięcia nie było, więc wyszłam na powietrze.
Lekkie zachmurzenie nie schodziło z nieba.
A czy jest coś lepszego na zapach wiosny, jak lekkie zachmurzenie?
Takie, ani za silne, ani za słabe?

Władysława

9 marca 2011

Z frontu walki z reakcją i Redakcją (183), 9 marca 2011

   

Brak zrozumienia dla Dnia Kobiet 
i post ścisły

Wczoraj, 8 marca, był tzw. Międzynarodowy Dzień Kobiet. Byłam pewna, że ktoś się popisze pamięcią i nie omyliłam się.
Jako pierwszy wylazł z sypialni na światło dzienne Jojo i wyciągnął przed siebie pęczek goździków, łodygami do góry.
Po czym starannie ustawił się tyłem do klatki, a przodem do przeciągającej się w drzwiach Amam, znanej Czytelnikowi jako agentka wywiadu M.
- Najlepsze życzenia dla naszych pań!
- Znowu? - wynurzył się zza pleców Amam Hak. - Jeszcze nie wyleczyłem kaca ze świętowania rok temu.
- "Nie ma wątroby zdolnej wytrzymać wszystkie toasty" - zauważyła papuga. - Chciałabym, Władziu, żeby to przeszło do historii jako IX Prawo Papugi Nadieżdy.
(Uwadze Czytelnika nie umknął fakt, że sentencję zdążyłam ubrać w cudzysłów, zanim jeszcze Nadieżda zastrzegła sobie copyright.)
- A ty paszoł z tymi gwoździami! - dosyć szorstko odezwał się od drzwi emisariusz Zylbersztajnow, wracający z porannej kawy w Waikiki. - Ty spał z nimi czy co?
W istocie, wyglądało na to, że pokładowy detektor antysemityzmu przechowywał swój bukiecik bez wody.
A teraz zaczął wyglądać na zdenerwowanego.
- To wam się, Lwie Dawidowiczu, już nie podoba święto zaproponowane przez niemiecką komunistkę Klarę Zetkin podczas drugiej międzynarodówki feministycznej w Kopenhadze, w 1910 r.?
- Mnie się ono przestało podobać jeszcze przed trzecią międzynarodówką. Chcesz w mordę?
- Wykosztowałem się - poszukał ogólnego współczucia Jojo.
- To może idź i zanieś to kwiecie Magdalenie Środzie - poradziła papuga.
- Najpierw ci z dupy wyrwę parę piór dla przybrania - wściekł się Jojo. - Co ja, masochista?!
- Nie bij go, Lowa - pośpieszyła z interwencją humanitarną Nadieżda. - Jeszcze mi pierza nie uszkodził. A za Środę mógłby jak najbardziej.
- Prawilno! - przestał ukrywać wesołość emisariusz.

Odniosłam wrażenie, że rok 2011 obędzie się bez święta kobiet w Komórce Rewolucyjnej na Wysokim Piętrze. Co więcej, niektórzy sprawili wrażenie zadowolonych.
- Ja bym to kurwa oblał - zaoferował się Hak.
- Rusz tyłek, abstynent - uruchomił Mikołaja emisariusz Zylbersztajnow. - I nie zapomnij o kabanosach, co to nam gospodarz domu łaskawie podrzucił.
- Marchwi wam z selerami nagotuję - wyzłośliwił się protestant. - Środę Popielcową macie.
- Lew Dawidowicz jest prawosławny, ale na pewno bez mięsa dzisiaj wytrzyma - zastąpiła niewiadome wiadomym papuga.
- Mnie kabanos podniebienia nie przedziurawi - zaniepokoił się Libero.
- Ani mnie - dołączył do rebelii Rebek.
- Ani mnie - rozszerzył duet do tercetu Hak.
- Hak - szarpnęła go za ramię Amam - kabanos nie jest koszer!
- Co on nie jest? - próbował zyskać na czasie Hak.
- On nie jest z bobra, tylko, tfu, ze świni.
- To będę łykał bez żucia - zaparł się religii przodków Hak. - Cała Pierwsza Konna tak robiła.
- Gówno będziesz łykał - zadecydował emisariusz. - Jak post, to post. A ty, abstynent, pierogów nam narobisz.
- Narobić to ja wam mogę - mamrotał wdziewając fartuszek Mikołaj, wegeterianin i protestant Dnia Siódmego.









Spojrzałam na Bazyla. Miał na pyszczku niejasność.
- To co? - nadał telepatycznie. - Ja też mam się dzisiaj powstrzymać od myszy?
- Przez solidarność zawsze możesz - wysłałam mu okrutny message. - Ale na Dzień Kocic masz moje upoważnienie.
- Zbytek łaski - wytransmitował. - Obchodzić będę na dachu. I nie dzień kocic, tylko noc.
- Uważaj na siebie - zatroszczyłam się. - Stromo tam, a i rynny niepewne.

Władysława